Do La Paz lecimy z Cusco liniami Amaszonas. Lot przebiega bez problemow, poza malym opoznieniem na poczatku. Z samolotu podziwiamy najwyzej polozone jezioro na swiecie - Titicaca. Jest duzo wieksze niz sie spodziewalem.
Lotnisko w La Paz jest polozone na wysokosci ponad 4000 metrow i po wyladowaniu to czuc... Uczucie jest jakby sie bylo na lekkiej fazie - lekkie zamulenie, ciezka glowa, ciezko sie skoncentrowac...
Miasto jest polozone w jakby wielkim dole ponizej lotniska, na wysokosci okolo 3800 metrow. Na poczatek jedziemy poza miasto do polozonego w pieknych gorach miejsca. Adres tego miejsca to niby jeszcze La Paz, ale wydaje nam sie, ze bedzie to daleko za miastem. Taksowkarz oczywiscie nie ma pojecia, a gdy pokazujemy mu to miejsce na mapie to wyglada jakby pierwszy raz w zyciu widzial mape i juz sie troche wystraszylem, ze mu mozg wybuchnie od procesowania tego co widzi. Konczy sie na tym, ze na Googlemaps znajdujemy gdzie chcemy dojechac i kierujemy nasza taxi na miejsce. Po drodze przejezdzamy przez miasto, ktore wydaje sie dosc w porzadku jak na standardy ktorych sie spodziewalem (Boliwia to najbiedniejsze panstwo regionu). Jedziemy poza miasto juz ponad pol godziny, konczy sie asfalt na drodze, a my jedziemy dalej. W koncu docieramy na miejsce, a tam poza psem i lamami zywej duszy nie widac.
Miejsce rzeczywiscie piekne, ale po obejsciu dookola wszystkich budynkow upewniamy sie ze nikogo tam nie ma... Telefon oczywiscie nie dziala, wiec nie bardzo wiemy co zrobic. Taksowkarz chce wracac (i chce tez duzo wiecej kasy niz sie umawialismy, bo godzina w jedna strone i teraz bedzie wracal 2 godzine...).
Ostatecznie decydujemy sie puscic nasza taxi i zostac na miejscu w oczekiwaniu az ktos przybedzie...