Do Nikozji dojeżdżamy autostradą, co na skuterku nie było łatwe. Miasto jak w stanie wojny, przez środek przebiega granica, której pilnują tureccy żołnierze. Widać ślady walk, cała okolica granicy zniszczona, w oknach worki ochronne zamiast szyb. Wrażenie niesamowite. Przejście graniczne w ogóle nie oznakowane. Udało nam się znaleźć, ale na skuterze brakowało przedniej tablicy rejestracyjnej (niepotrzebna na Cyprze, ale wymagana w tureckiej części) i nie zostaliśmy wpuszczeni. Pozostało nam przekroczenie granicy pieszo. Turecka część Nikozji dużo ładniejsza, wielkie meczety, stare miasto, stragany, no i zjedliśmy prawdziwego kebaba:)