Boquete troche rozczarowalo.
Dojechalismy tam wieczorem i glodni. Chcielismy zjesc w jakims lokalnym miejscu, ale wybor byl niewielki. Najlepsza opcja byly sprzedawane na ulicy roznego rodzaju miesa, ale chcielismy gdzies usiasc. I tu zaczely sie schody - pierwsza napotkana jadalnia w stylu bufetu, wygladala jakby zostaly juz same resztki. W drugiej restauracji kuchnia juz zamknieta. Ostatecznie wyladowalismy w restauracji obok hostelu Mamallena, ktory jest zbytnio nastawiony na turystow jak na moj gust.
Nocujemy wlasnie w hostelu Mamallena - nie polecam, obsluga jest po prostu chamska.
Rankiem chcielismy sie wybrac na szlak Quetzal, ale lalo jak z cebra i bylo szaro, wiec zrezygnowalismy. Pojechalismy za to na mala wycieczke do regionalnej farmy kawy. Wycieczka bardzo ciekawa, mozna sie sporo dowiedziec o uprawie i produkcji kawy.
Wulkanu Baru przez caly pobyt ani sladu - przez caly czas leje deszcz, a widocznosc nie przekracza kilkuset metrow.