Po doplynieciu lodka, z ulga wydostalem sie na brzeg. Na miejscu czekal na nas przedstawiciel "hotelu" w ktorym mielismy rezerwacje (Carlito's Place). Pomogl nam zaniesc bagaze i przede wszystkim zaprowadzil na miejsce, co na wlasna reke nie byloby takie proste - trzeba przejsc na drugi brzeg wyspy, okolo 10 minut. Zamieszkalismy w karaibsiej casicie na samej plazy. Lokalizcja byla super, ogolnie polecam to miejsce.
Little Corn Island to karaibski raj w pierwotnej formie - nie ma tam ani jednego samochodu oraz drog, zycie toczy sie powoli, nie ma tez chmary turystow. Atrakcje, z ktorych skorzystalismy to: snorkeling, homar w restauracji (na obu wyspach maja pyszne i tanie lokalnie polawiane homary) oraz obeszlismy na piechote prawie cala wyspe. Oprocz tego plywanie i plazowanie oraz troche drinkowania w plazowych barach.
Przeplyniecie na mala wyspe nie nalezy do najprzyjemniejszych przy duzych falach, ale warto! Mala wyspa ma wiecej uroku niz duza.
Nastepnego dnia popoludniowa lodka wracamy na Sylwestra na duza wyspe, tym razem fale sa zdecydowanie mniejsze wiec plynie sie calkiem przyjemnie. Rozluznieni sa tez organizatorzy - wyplyniecie troche sie opoznia bo "kapitan" czekal na piwa, ktore przed wyplynieciem i w trakcie wraz z zaloga oproznil. Ot, karaibski luz :)