Przyplywamy na duza wyspe z nadzieja na wiecej opcji swietowania nadejscia Nowego Roku niz na Little Island. Nocujemy w Hotel Beach Paraiso, ktory jak nazwa wskazuje jest rajem przy plazy :)
I na plazy rozpoczynamy swietowanie. Dowiadujemy sie, ze regionalnym zwyczajem jest spalenie "starego czlowieka" o polnocy. Stary czlowiek symbolizuje przemijajacy rok. Nastepnie wszyscy ida do kosciolow (jest tam bardzo duzo kosciolow roznych wyznan), a pozniej na impreze.
Rzeczywiscie o polnocy pojawia sie kukla i po ustawieniu jej przy ognisku zaczyna sie palic, a po chwili okazuje sie ze kukla byla nafaszerowana petardami, wiec old man nie tylko sie spala, ale takze wybucha.
Po tym ceremoniale taksowka jedziemy do klubu na impreze. Dowiedzielismy sie, ze na wyspie sa 2 miejsca w ktore przychodzi bawic sie duzo ludzi. Zatem jedziemy. Taksowkarz wiezie nas do klubu Niki, mowiac, ze w drugim niebezpiecznie dla turystow, ale w rzeczywistosci po prostu do drugiego bylo dalej, a ze stawka za przejazd jest zawsze taka sama niezaleznie od dlugosci przejazdu, to tak mu bylo szybciej. Klub to jedna sredniej wielkosci sala, zaplecze i taras nad oceanem. Po godzinie decydujemy sie przejsc do drugiego, bo jakos malo ludzi w tym bylo, poza tym wszyscy mowili, ze to w drugim (niestety nie pamietam juz nazwy) jest najlepsza zabawa.
I rzeczywiscie, drugie miejsce bylo duzo lepsze. Impreza wlasciwie toczy sie na zewnatrz, muzyka fajna, naglosnienie dobre i tlum (glownie miejscowych) dobrze bawiacych sie ludzi. Wraz z poznanymi amerykanami jestesmy jednymi z nielicznych bialych, ale wszyscy sa bardzo mili i zabawa jest przednia.
Nastepnego dnia korzystamy z masazu w naszym hotelu, wchodzimy na najwyzsza gore na wyspie, skad rozciaga sie widok na prawie cala wyspe oraz po raz 3 z rzedu jemy homara na obiad. Idziemy tez na snorkling we wlasnym zakresie, troche sie udalo zobaczyc, ale fale byly zbyt duze. 2 stycznia rano mamy wylot i bardzo udany pobyt na Corn Islands dobiega konca.