Docieramy do Orange Walk, na poczatku miasteczko nie wyglada zbyt atrakcyjnie, ale na szczescie nasz hotel prezentuje sie bardzo dobrze (na tyle dobrze, ze jest to chyba najladniejszy budynek w calym miescie) - Hotel de la Fuente - polecam.
W miasteczku jest kilka sklepow, bankomatow i restauracji. Idziemy do pobliskiej restauracji poleconej w hotelu, gdzie poznajemy wlasciciela - kanadyjczyka. Okazuje sie, ze w Belize jest bardzo duzo kanadyjczykow i amerykanow, bo jest to jedyny kraj w regionie gdzie wszyscy mowia po angielsku (angielski to jezyk urzedowy, Belize bylo do niedawna brytyjska kolonia).
Jutro wyplywamy na prawie calodniowa wycieczke do ruin Lamanai, ktora mozna wykupic w naszym hotelu.