Gdy w koncu docieramy do Almirante, taksowka ($1 od osoby, kurs trwal pewnie niecale 2 minuty) dowozi nas do portu, skad wyplywamy lodka do Bocas ($5 od osoby). Na Isla Colon zostajemy tylko godzine, chodzimy po miescie, odwiedzam bankomat i cos jemy. Deszcz leje jak z cebra. Miasteczko wyglada na dosc impezowe, jest sporo barow, my jednak szukamy czegos bardziej egzotycznego. Udajemy sie zatem na Isla Bastimentos, kolejna lodka (znow $5 od osoby). Po drodze mijamy glownie namorzyny, zero karaibskich plaz.
Po doplynieciu wita nas pracownik Palmar Tent Lodge gdzie spedzamy najblizsze dni.
Mieszkamy w duzym namiocie (z lozkami) polozonym w srodku dzungli, a jednoczesnie bardzo blisko Red Frog Beach, jednej z najladniejszych plaz w calym archipelagu. Mimo ciagle padajacego deszczu jest super. Plaza jest piekna, nie omieszkalem sie wykapac w oceanie, sporo czasu spedzamy tez w barze gdzie poznajemy innych podroznikow, pijemy drinki i gramy w gry planszowe.
Palmar Tent Lodge jak najbardziej polecam - namioty sa bardzo wygodne, a jest to jedno z najciekawszych doswiadczen mieszkania w dzungli.