Kolejnego dnia dojeżdżamy do Uyuni. Najpierw z La Paz do Oruro autobusem, gdzie przesiadamy się w pociąg. W autobusie jak to zwykle w tym regionie można kupić jedzenie. Kupujemy dziwną potrawę, która okazuje się bardzo dobra - jajko w bułce z innymi dodatkami. W wielu krajach ameryki łacińskiej do busów wchodzą ludzie handlujący wszystkim czym się da. Jedzenie czy picie czasem się przydaje, sa jednak też inni handlarze sprzedający różnie dziwne rzeczy. W tym busie trafił się prawdziwy hit (chociaż uciążliwy na dłuższą metę). Oto pojawił się handlarz idący za rozwojem technologii i miał mikrofonik oraz głośniki, przez które przez około godzinę nawijał, sprzedając środki na hemoroidy, cukierki na ból głowy i mnóstwo innych rzeczy ze swojej walizki. Po kilku godzinach i wymuszonej przerwie na toalete (w busie nie było) docieramy do Oruro, skąd jeździ pociąg do Uyuni.
Pociąg jeździ co kilka dni i nie można kupić biletu przez internet, więc mieliśmy trochę obaw. Po dojechaniu na stacje okazało się, że pociąg ma odjechać zgodnie z planem. Kupienie biletów zajmuje kilkanaście minut, głównie ze względu na fakt, iż sprzedający bilety akurat coś podliczał na kartce i nie zamierzał sprzedawać biletów dopóki nie skończy. Daliśmy mu zgodnie z życzeniem paszporty, które przez cały czas leża nietknięte. W końcu sprzedaż biletów zostaje wznowiona i kupujemy bilet tańszej klasy, bo jeśli dobrze zrozumieliśmy różnica w standardzie podróży jest minimalna.
Przejazd pociągiem po Boliwii to atrakcja sama w sobie. Bagaże zdajemy do osobnego wagonu i udajemy się do naszego wagonu. Miejsca całkiem wygodne, w wagonie jest telewizor, z którego leci muzyka i teledyski. Odjeżdżamy o czasie i po drodze mijamy ładne widoki. Udajemy się też do wagonu restauracyjnego, gdzie jedzenie nie zachwyca. Wieczorem dojeżdżamy do Uyuni, gdzie udajemy się do hostelu położonego blisko stacji kolejowej.