San Juan del Sur to dosc popularne miejsce wsrod surfurow, a takze turystow spragnionych ciekawych miejsc spoza utartych/popularnych krajow. Zarezerwowanie noclegu w tym miejscu nalezalo do najtrudniejszych - gdzie nie pisalem, tam nie bylo miejsc. W koncu znalazlem La Terazza, 3 pietrowy budynek, w ktorym wlascicielka wynajmuje zadbane pokoje (nie wiem czy maja swoja strone, ale email to: laterrazasanjuandelsur@gmail.com, lokalizacja: przy rogu glownego parku w miejscie, kilka przecznic do plazy). Jest tez wspolna kuchnia, duzy balkon oraz dach, z ktorego rozciaga sie widok na cale miasto. Dodatkowo byl to jeden z tanszych noclegow na calej trasie. Juz pierwszego dnia Nikaragua podoba nam sie bardziej niz Panama i w szczegolnosci Kostaryka - jest to kraj duzo mniej skomercjalizowany, duzo wiecej tu lokalnej kultury i mniej amerykanizacji. Jest tu takze mniej turystow, i ceny takie jakich bym sie spodziewal w takich krajach - w barze przy plazy piwo mozna kupic za niecalego dolara, drinki tez tanie, jedzenie rowniez niedrogie i dobre. Czujemy sie tu bardzo bezpiecznie, nawet spacerujac po miasteczku po ciemku.
Nastepnego dnia idziemy na plaze, ktora jest ladnie polozona w zatoczce i otoczona wzgorzami, ladny piasek, jedyna wada to standard w Pacyfiku czyli zimna woda. Zamiast plywac siedzimy wiec na lezakach przy barze, popijajac piwo i relaksujac sie w sloncu.
Planowalismy wziac lekcje surfingu, ale ostatecznie sie nie zdecydowalismy, za to dowiedzielismy sie, ze na surfing wyjezdza sie poza miasto (przejazd zwykle zawarty w cenie lekcji).
Inna zaleta Nikaragui w porownaniu z poprzednimi krajami to pogodna - jest tu sucho, bezchmurnie, slonecznie.