W poniedziałek opuszczamy Tokyo. Udajemy sie w góry zwane Alpami Japońskimi. Wcześniej zatrzymujemy się w Matsumoto, mieście w regionie Nagano. A jeszcze wcześniej wyjeżdżamy z Tokyo w porannych godzinach szczytu, czego się troche obawialiśmy z naszą wielką walizką. Ale udało się zmieścić do pociągu i parę minut później przesiąść się do innego pociągu. Było oczywiście dużo ludzi, ale nie dużo więcej niż w innych porach dnia - wygląda na to, że w Tokyo każda godzina jest godziną szczytu. Do Matsumoto jedziemy pociągiem przypominającym pociąg osobowy PKP - tak, nie wszystkie pociągi w Japonii to Shinkanseny.
W Matsumoto mamy kłopot ze znalezieniem wolnego dużego lockera na walizkę - na stacji wszystkie są zajęte. Spytaliśmy w informacji turystycznej i Pani miała nawet mapkę z lokalizacjami lockerów - jedne są poza stacją po drugiej stronie ulicy. Tak wolnego miejsca było sporo, zatem po pozbyciu się walizki idziemy na miasto. Jest tu oczywiście spokojniej niż w Tokyo. Zatrzymujemy się w piekarni, gdzie na chybił trafił kupujemy kilka bułek. Wszystkie oprócz jednej okazały się bardzo dobre, a faworytem była bułka z pastą warzywną w środku - bardzo oryginalna i smaczna.
Docieramy do głównej atrakcji miasta czyli zamku. Zamek wygląda jak typowy japoński pałac. Na miejscu jest też organizacja wolontariuszy, którzy oferują oprowadzenie po zamku za darmo. Od przewodniczki dowiadujemy się, że zamek w Matsumoto to jeden z nielicznych oryginalnych zamków - większość została zniszczona albo w trakcie dawnych wojen, albo trzęsień ziemi albo w trakcie bombardowań w II Wojnie Swiatowej. Zamek ma jeśli dobrze pamiętam 5 pięter, w środku nie jest tak ładny jak z zewnątrz. co ciekawe zamek głównie jest zbudowany z drewna, ale aby przeciwdziałać podpaleniu na zewnątrz jest częściowo pokryty czymś w rodzaju tynku.